Piękny,
słoneczny dzień. Idziesz ulicą przepełnioną tłumem ludzi i nagle dostrzegasz GO
- człowieka leżącego. Wygląda jakby ucinał sobie drzemkę, niekoniecznie w wygodnej
dla niego pozycji i - o zgrozo! - nie w łożku. Jak to tak?
W
Twojej głowie rodzi się myśl - potrzebuje pomocy? Dostał zawału, bo dowiedział
się, że został ojcem? Jednak obserwujesz jego ubiór - brudny, znoszony dres.
Coś musi być na rzeczy, skoro ludzie przechodzą obok niego obojętnie, jakby
mijali słup. Pojawia się więc druga myśl - pijak. Nieuchronnie nadchodzi
moment, w którym to Ty musisz pojawić się tuż obok niego. Co tu zrobić?
I
wiesz, co w takiej sytuacji przychodzi najłatwiej? Oczywiście, że wiesz. Targa
Tobą wiele emocji, ale masz tylko chwilę na podjęcie decyzji - podejść do
leżącego czy dołączyć do tłumu ignorantów? Trudno jest się
"sprzeciwić" zbiorowisku, które za swoją główna ideę przyjęło
lekceważenie cudzego życia. Zwracasz wtedy na siebie uwagę. Musisz zetknąć się
z natarczywymi spojrzeniami, które nie dodają otuchy i wsparcia. Pojawić może
się stres, który sprawi, że zaczniesz drżeć na samą myśl o zatrzymaniu się przy
leżącym. A kiedy wyobrazisz sobie, co pomyślą o Tobie przechodnie, zaczynasz
żałować, że akurat o tej godzinie jesteś w tym miejscu. Uzmysławiasz sobie, że
nie jesteś tam sam. Nie jest powiedziane, że to na Tobie spoczywa obowiązek
zaintersowania się tym człowiekiem. Oczywiście, mógłbyś to zrobić. Ale po co?
Zatem decyzja zapadła - tamten człowiek jest dla Ciebie ulicznym słupem.
Tak
właśnie postąpiłam ja. Wędrowałam przez miasto z dwoma koleżankami i
bezczelnie, ze słowami "pijak" wypowiedzianymi między sobą,
ominęłyśmy leżącego człowieka. Źle się z tym czułam. Co chwilę zerkałam za
siebie czy ktoś miał więcej oleju w głowie i zdecydował się do niego podejść.
Tak się stało - była to kilkuosobowa grupka młodych ludzi. Mężczyzna ocknął
się, machnął ręką, zapewnił że tylko sobie drzemie i położył się znów. Grupka
odeszła, a moje sumienie mogło odetchnąć - mężczyzna okazał się być lekko
pijanym. W porządku, leżał na trawie, a pogoda była w sam raz. Nic mu się nie
stanie.
Przez
to zdarzenie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ludzie odczuwają opór przed
zareagowaniem. To, co opisałam wyżej, jest jedynie namiastką tego, co potrafi
dziać się w głowie i organiźmie osoby w takiej sytuacji. Nie, nie jest to próba
bronienia kogokolwiek. Cieszę się, że moja, moich koleżanek i całej reszty
obecnych tam ludzi ignorancja nie okazała się dla tego człowieka zgubna. To
zdarzenie pozwoliło mi wyciągnąć wniosek - trzeba reagować.
Jakiś
czas później życie postanowiło zweryfikować moje postanowienie, stawiając
przede mną kolejnego "leżącego", który oczywiście dla wszystkich był
słupem. Wiesz, jaka była różnica? Było lato, a więc i upał, a on siedział z
opuszczoną głową na chodniku, oparty o murek, a Słonko grzało wprost na niego.
Nie miał nakrycia głowy, a na jego twarzy było kilka mniejszych ran i trochę
zaschniętej krwi. Widać było, że jest wycieńczony. Wydawałoby się oczywiste, co
trzeba zrobić. No, ale...
...ciężko
to przychodzi. Znów zaczęło się zakrzątanie głowy myślami, które blokują
działanie. Ale wiesz, co? Sprzeciwiłam im się. Nie pozwoliłam, by mną
kierowały. Nie zostawiłam tego człowieka samego sobie. Z pomocą przyszedł mi
inny przechodzeń. Okazało się, że jest ratownikiem medycznym.
Oczywistym
stało się, że delikwent, któremu chciałam pomóc, jest pod wpływem alkoholu. Nie
miał przy sobie wody. Chciałam nakłonić go, by chociaż usiadł w cieniu, ale był
oporny. Nawet zaczął grozić, co on to zrobi, jeśli zadzwonimy na policję,
chociaż żadne z nas o tym nie wspomniało. Jak skończyła się ta historia, nie
wiem. Zostawiłam go pod okiem ratownika medycznego.
Ta
sytuacja wcale mnie nie zniechęciła. Nie możemy zakładać, że każdy człowiek
leżący czy siedzący na ulicy jest pijany, choć z pozoru może na takiego
wyglądać. Robiąc tak, możemy minąć osobę, która naprawdę tej pomocy potrzebuje.
Jak
tak sobie o tym myślę, to wydaje mi się, że wielu ludzi nie ma wyobraźni.
A
Ty co sądzisz o omijaniu ludzi, którzy - być może - właśnie
umierają? I czego, z całą pewnością, nie zrobisz po raz drugi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz